piątek 19 kwietnia 2024

Alfa, Leonii, Tytusa

reklama

Oddział położniczy szpitala w Turku

Witam, jestem młodą mamą i chciałabym się podzielić swoim doświadczeniem z pobytu na oddziale położniczym w Turku, a jednocześnie przestrzec inne przyszłe mamy. Kilka miesięcy temu urodziłam w Tym szpitalu. Gdybym tylko wiedziała, że jest szansa na chociaż obiektywne rozstrzygnięcie sprawy, złożyłabym oficjalną skargę. Niestety powszechnie wiadomo, jak takie sprawy się kończą, a poza tym konkretnie osoby, którym mam coś do zarzucenia nie nosiły identyfikatorów, więc nie jestem w stanie wymieć ich z nazwiska. Kilka lat nie mieszkałam w okręgu Turku więc nie znałam wcześniej warunków jakie panują w tutejszym szpitalu, zdecydowałam się na poród w nim, ponieważ sądziłam, że takie traktowanie pacjentów w tych czasach nie jest możliwe. Nie jestem wymagająca ani zbytnio wrażliwa - sam poród wspominam ok, może nawet było lepiej niż się spodziewałam. Ogromne zarzuty mam do pobytu na oddziale położniczym. Spędziłam tam tydzień. Przez pierwszą dobę tuż przed porodem musiałam prosić personel o zrobienie KTG, czułam silne skurcze, jednak pani położna, nazwiska niestety nie znam jednak twarzy nigdy nie zapomnę, poinformowała mnie, że jeśli boli mnie tylko dół brzucha to jeszcze nie są skurcze porodowe, za plecami śmiejąc się do innej położnej jak to przyszłam się żalić że mnie boli. Informując mnie również, że dopiero będzie mnie bolało. Zaznaczę w tym miejscu, że z takimi dokładnie skurczami 2h później urodziłam. Uważam, że przez zwłokę personelu dziecko się przesunęło i musiałam mieć vaccum, bo już nie miałam siły. O cc oczywiście nie było nawet mowy. Na salę porodową dostałam się dopiero przy zmianie personelu. Tam miałam bardzo dobrą położną, niestety pani doktor w ogóle nawet nie wykazała chęci współpracy ze mną - byłam traktowana jak by mnie na tej sali nie było. Przy szyciu nie otrzymałam znieczulenia. W pierwszej dobie nie miałam zmienionego podkładu - czułam się jak zwierze we własnych odchodach, intensywnie krwawiłam. Nikt nie pomógł mi wstać i dojść do łazienki. Przez personel byłam odwiedzana tylko podczas wizyt kontrolnych - zero zainteresowania, a na sali leżałam sama. Raz gdy zadzwoniłam dzwonkiem, bo nie mogłam poradzić sobie z dzieckiem, położna stając w drzwiach rzuciła do mnie tekstem: "po co pani dzwoni?!". Miałam sporą ranę, nie mogłam się podnieść, żeby ponosić dziecko, a mała miała już kolki - nikt mi nie pomógł tylko odrazu zabierano mi dziecko i na oddziale noworodków karmiono butelką bez mojej wiedzy. Przez to córka nie chciała ciągnąć z mojej piersi, ja się denerwowałam i szło nam coraz gorzej. W rezultacie po tekście położnej od noworodków, że widocznie nie czuję się matką skoro nie mam wystarczająco dużo pokarmu, straciłam go całkowicie. Tuż przed porodem zachorowałam i miałam silny kaszel, nikt z personelu się tym nie zainteresował. Gdy prosiłam o pomoc, kazano rodzinie przynieść syrop. A przecież wizyty są zabronione - co jest wręcz nieludzkie. Ja z każdym dniem bardziej potrzebowałam wsparcia bliskich. Raz gdy złapał mnie silny atak kaszlu (dodam, że po szyciu kaszel nie jest przyjemny), miałam w pokoju dziecko, nie mogłam już prawie oddychać, udało mi się wstać, posikałam się od kaszlu, cała zakrwawiła, miałam otwarte szeroko drzwi, przechodziła położna i nawet nie zareagowała. Takich sytuacji wręcz nieludzkiego traktowania mogłabym, przez te kilka dni pobytu, wymienić jeszcze wiele. Przez to właśnie traktowanie byłam bliska depresji poporodowej. Dlatego przestrzegam wszystkie przyszłe mamy, jeśli nie musicie nie zgłaszajcie się do szpitala w Turku, a jeśli już musicie, przygotujcie się na szkołę życia jaką przejdziecie na oddziale położniczym.
autor: Młoda Mama

Komentarze ()

Komentując korzystasz z narzędzia Facebooka. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników. Aby zgłosić naruszenie - kliknij w link "Zgłoś Facebookowi" przy wybranym poście. Regulamin i zasady obowiązujące na Facebooku znajdują się pod adresem https://www.facebook.com/policies