Inicjatorka Czarnego Protestu pochodzi z Dobrej. M. Adamczyk o swojej akcji
Wywiad z Małgosią Adamczyk z Partii Razem
W najbliższy poniedziałek w całej Polsce odbędzie się Ogólnopolski Strajk Kobiet. Manifest szykowany jest również w Turku, o godz. 15:00 pod pomnikiem Orła Białego w tzw. Małym Parku. Przy tej właśnie okazji postanowiliśmy zadać kilka pytań Małgosi Adamczyk, pochodzącej z Dobrej członkini partii Razem, inicjatorce akcji #CzarnyProtest, przedsięwzięcia, od którego zaczęły się kobiece strajki.
Marcin Derucki: Czarny Protest poruszył masy ludzi, nie tylko kobiety. Jego sukcesem jest to, że ze swoich domów powychodzili ludzie, którzy dotychczas siedzieli cicho i nie czuli potrzeby, żeby się czemukolwiek sprzeciwiać. W pierwszym odruchu Krystyna Janda, która stała się symbolem walki o prawa kobiet, apelowała o przyhamowanie i lepszą organizację protestów. A jednak się udało. Jak myślisz, gdzie tkwił klucz do sukcesu Czarnego Protestu?
Małgosia Adamczyk: Czarny Protest był przede wszystkim demokratyczny. Żeby wykonać pierwszy krok, nie trzeba było od razu brać wolnego dnia w pracy i jechać na demonstrację do Warszawy. Bo w przeszłości tak to się najczęściej odbywało - w Warszawie, w dzień powszedni, w środku dnia. I dlatego z takich inicjatyw siłą rzeczy wykluczona była znaczna część z nas, na przykład ci, którzy nie mają możliwości wzięcia urlopu na żądanie. Tym razem na początku wystarczyło ubrać się na czarno i zamieścić w internecie swoje zdjęcie z hasztagiem, aby pokazać swój sprzeciw. Dalsze wydarzenia, czyli oddolne manifestacje w setkach polskich miast, mogły się udać, bo już wiedziałyśmy, że jest nas dużo, że to nasza wspólna sprawa i nie liczy się to kim jesteś, gdzie mieszkasz, ile masz lat.
MD: Jak się czułaś jako inicjatorka największego poruszenia społecznego ostatnich lat?
MA: Zarówno ja, jak i koledzy i koleżanki z partii Razem, z którymi opracowaliśmy formułę Czarnego Protestu, jesteśmy poruszeni tym, co się później wydarzyło. To była lawina. Kobiety po raz pierwszy w najnowszej historii w tak spójny sposób przeciwstawiły się władzy i ten sprzeciw przełożył się na rzeczywistość. Rządzący się wycofali. Ale to jeszcze nie koniec. Tego, co obudziło się w ciągu ostatniego miesiąca, nikt już nie cofnie.
MD: Skąd w ogóle pomysł na zorganizowanie Czarnego Protestu? Dlaczego akurat czerń?
MA: Założenia były takie, żeby z możliwości wzięcia udziału w proteście nie wykluczać nikogo. Każdy ma czarne ubrania w szafie. To prosty, ale bardzo wymowny środek wyrazu, bo czerń jest symbolem smutku i żałoby. A to właśnie czekałoby polskie kobiety, gdyby barbarzyński projekt Ordo Iuris wszedł w życie.
MD: Ile Czarnych Protestów będzie się musiało w Polsce odbyć, aby coś się zmieniło?
MA: Będziemy sprzeciwiać się łamaniu praw kobiet tak długo, jak będzie to konieczne. Takie społeczne działania są bardzo ważne i wpływają na rządzących. Ale pamiętajmy o jednym: nie będzie prawdziwej zmiany prawa na lepsze, jeśli nie będzie się o nią walczyć także w Sejmie. Nie bez przyczyny Razem jest partią polityczną, a nie stowarzyszeniem. Za trzy lata wybory i mam nadzieję, że wrzucając głosy do urny, będziemy pamiętać, która siła polityczna ma w programie walkę o prawa kobiet.
MD: W Polce jest jeszcze wiele rzeczy, zaniechań i, nazwijmy to wprost, zacofań, z którymi musimy się zmierzyć. Wiem, że najlepszych inicjatyw się nie planuje, ale czego powinien wg Ciebie dotyczyć kolejny wielki zryw?
MA: Trudno jest mi przewidzieć, na co jeszcze pozwoli sobie aktualna władza. Jest nieprzewidywalna i nie kieruje się wolą ani ogółu Polaków, ani swoich wyborców. Spójrzmy jeszcze raz na ostatnie posunięcia Prawa i Sprawiedliwości. Za zaostrzeniem przepisów aborcyjnych opowiada się w Polsce w tej chwili tylko 11% społeczeństwa. Ponad trzykrotnie więcej osób chciałoby złagodzenia obecnego prawa antyaborcyjnego – bardzo restrykcyjnego na tle innych państw europejskich. Trudno jest mi znaleźć motywy i klucz do przyszłych poczynań władzy.
MD: W ostatnich wyborach parlamentarnych startowałaś z listy Partii Razem. Będziesz chciała to powtórzyć?
MA: Do wyborów jeszcze trzy lata. Wolę nie bawić się we wróżkę.
MD: Pomimo tego, że byłaś „jedynką” w naszym okręgu, to nie widziałem Cię tutaj ani razu. Co Cię powstrzymywało przed prowadzeniem aktywnej kampanii chociażby w swoim rodzinny powiecie tureckim i mieście Dobra?
MA: Faktycznie moje zaangażowanie w kampanię na miejscu, w okręgu konińskim, było mniejsze, niż bym chciała, szczególnie jeżeli chodzi o bezpośredni kontakt z mieszkańcami i mieszkankami. Pochodzę z Dobrej, ale na co dzień mieszkam w Warszawie i tam pracuję. W pracy nie miałam taryfy ulgowej na czas kampanii i nie mogłam po prostu zawiesić obowiązków zawodowych. Dlatego robiłam wszystko, co w mojej mocy w ogólnopolskim sztabie. Miałam też "gorącą linię" z koleżankami i kolegami kandydującymi w naszym okręgu.
MD: Czujesz się politykiem? Aktywistką lub działaczką? A może uważasz, że najwięcej wniesiesz do Razem, jako człowiek od marketingu?
MA: Cieszę się, gdy mogę wykorzystać swoje umiejętności marketingowe w działalności społecznej i politycznej. Nie brzydzę się też słowem "polityka" ani nie uciekam od definiowania się jako "polityczka". Przecież polityka to nie muszą być ośmiorniczki, śmierdzące kompromisy i wstyd. Dla mnie polityka to działalność, której celem jest zmienianie rzeczywistości na lepsze.
Dziękuję za rozmowę.