Masz wybór! Podaruj zwierzętom ciszę na Sylwestra!
I znowu, jak zwykle pod koniec grudnia, cały świat szykuje się do hucznego powitania Nowego Roku. A nieodłącznym elementem dobrej zabawy, przynajmniej dla sporej części społeczeństwa, są fajerwerki. Właściciele psów i kotów dobrze wiedzą jak ciężko ich pupile znoszą szaleństwa sylwestrowej nocy. Nowy Rok z reguły oznacza wysyp ogłoszeń o zagubionych i znalezionych zwierzętach. Jest i druga grupa cierpiąca sylwestrowe katusze – to dzikie zwierzęta, mieszkańcy lasów, pól i ogrodów.
Moda na wiejskie życie dotarła i do Turku. Nie bez powodu gmina wiejska Turek, jako jedyna w powiecie odnotowuje co roku wzrost liczby mieszkańców. Turkowian ubywa, bo wynoszą się na wieś. Tu, w bezpośrednim sąsiedztwie pól, gospodarstw rolnych, lasów i łąk, niektórzy kontynuują swoje praktyki. A na Sylwestra wiadomo – ma być głośno i kolorowo. Jak zabawa, to zabawa…
Tymczasem, o ile w mieście wybuchy są tak powszechne, że właściciele czworonogów, zawczasu inwestują w środki uspokajające, a Nowy Rok witają przytuleni do pupili w szafach czy kabinach prysznicowych (byle było ciszej), na wsi, pod lasem mieszkają zwierzęta, których nikt przed tą kawalkadą nie uchroni. Doskonale ilustruje to tekst podróżnika, pisarza, pasjonata przyrody i wędrowca Sebastiana Czeremchy, który kilka dni temu ukazał się na stronie Podaruj Ciszę. Zachęcamy do lektury tego wstrząsającego opisu!
Raz jeden to zrobiłem. A potem – drugi. Chciałem się przekonać. Jak ludzkie świętowanie przeżywają dzikie zwierzęta? Co dzieje się w ich świecie? Tym razem nie umówiłem się ze znajomymi, nie poszedłem na bal. Zamiast tego przywdziałem „kostium” wędrowca i ruszyłem do lasu. Co może się wówczas dziać, znałem dotychczas jedynie ze smutnych opisów i domniemań. Ten impuls wystarczył, abym zapragnął znaleźć się nad strumieniem w bobrowym królestwie, nieopodal dziczego bagna.
Już wkraczając na pola, znać było, że tu nie jest jak zawsze. Żadnych większych ani mniejszych zwierząt, nie napotkałem sarny, dzika, lisa, zająca. Wszystko gdzieś przywarowało – wyparowało, wyniosło się. Na rozlewisku siedział tylko jeden kaczor, choć normalnie nocuje ich tam kilkanaście. Siadam na kamienisku i słucham huków….jest 22:30.
Najgorzej chyba znoszą to ptaki…Z zamyślenia wyrywa mnie powtarzający się okrzyk bażanta. Nocujący na drzewie kogut odpowiada z przestrachem na każdą salwę. W końcu słyszę jak spłoszony odlatuje…ten charakterystyczny trzepot skrzydeł. W międzyczasie cały czas, z przerwami skrzeczą sroki. W ich głosach znać poirytowanie. Te przynajmniej nie odlatują. Czasem na huk odpowiadają kaczki, ale ich dziś mało. Bobrów nie słychać, choć normalnie majstrują stale przy swojej tamie. Chyba zaległy w norkach. Pluszcze woda.
Słyszę jakieś nieznane, nieokreślone kwilenie. Też chyba jakiś ptak. Dobiega z grupy niskich krzewów. W pewnym momencie, mimo pojedynczych wystrzałów, okrąża mnie ciekawski Puszczyk. Chyba on jeden tu nie zwariował. Panika. Zewsząd dobiegają alarmujące, przeraźliwe głosy żurawi. Mimo, że do godziny zero zostało jeszcze sporo, wybuchy wstrząsają co kilka minut. Żurawie krążą nad lasem po ciemku – są zbyt przerażone by wylądować. Powinny teraz w spokoju spać nad bagnem. Wtórują im gęsi, też kręcące się w powietrzu. Ptaki latają bezładnie, chaotycznie, ich odgłosy zbliżają się i oddalają. Wiem, że dla gęsi to dużo większy stres, ponieważ zostały przez człowieka mianowane „gatunkiem łownym”. Im palba i huki kojarzy się z tym co najgorsze. Mam wrażenie, że będą tak krążyć do wyczerpania…
Nie ma ucieczki…
Ale to nie jedyny ptasi horror. Bo z perspektywy lecącego ptaka wygląda to dużo gorzej. Oprócz słyszalnego huku, widzi kolorowe rozbłyski na horyzoncie, gdziekolwiek się dziobem nie zwróci. Chciałby uciekać – nie ma dokąd. Wszędzie błyski, odbijane dodatkowo przez chmury. A przecież nie wiedzą, że to tylko człowiek, tak to radośnie ‘’wita nowy rok’’. Ptactwo krąży więc nad obszarem, gdzie jest względnie ciemno, zderzając się w chaosie i nawołując rozpaczliwie. Wiele z nich nie przetrwa tej nocy. Ale nie tylko gęsi i żurawie – z lasu dobiegają nas piski i ćwierknięcia mniejszych ptaków, będące trwożliwą odpowiedzią na kanonadę. I nie sposób odróżnić gatunku. Jak długo obserwuję i słucham ptactwa, tak tu się gubię. Muszą wydawać takie odgłosy tylko w największym przerażeniu…
Zbliża się TA godzina. Kanonada przybiera na sile. Podziwiam fajerwerki rozbłyskujące tuż nad linią lasu, mam doskonały widok z każdej strony. Wyrażam wdzięczność wobec wszystkich bliskich osób, za ten udany rok. Wypowiadam życzenia na kolejny. Przepraszam zwierzęta…Huki przycichają nieco. Słyszę piskliwe nawoływanie gęsi. Leci jedna. Wiem co się stało. Za chwilę podlatują kolejne, po dwie, po trzy, ale nie więcej. Krążą nawołując rozpaczliwie, oddalają się i zbliżają. Gdzieś się rozproszyły, ale ich okrzyki nie cichną. Przecież teraz powinny latać kluczem…Ten nadlatuje za kilka chwil. Jest całkiem liczny. Wszystkie gęsi wrzeszczą i krążą, próbując zebrać rozproszonych członków stada. Obierają jakiś kierunek, a tu salwa…Ludzie nadal strzelają. Zawracają i znów… gdzie się nie zwrócą, tam rozpryskują iskry. Widzę, że każdy huk powoduje drgnięcie ptaków i zmianę kierunku. Klucz znów miesza się, kotłuje. Krążą nie mając dokąd odlecieć. Skąd mają wiedzieć, że najbardziej powalony gatunek na ziemi robi COŚ? Mimo, że jestem daleko od domów, czuję opary prochu. Skoro czuję ja, to co dopiero zwierzęta?
Około godziny pierwszej wszystko przycicha. Choć co chwilę powtarzają się pojedyncze strzały. Ruszam w drogę powrotną. Po drodze mijam zagajnik, zawsze kryje się w nim mnóstwo saren. Tak się zastanawiałem, bo przecież kozły saren reagują ochrypłym szczekaniem na wszystko co nietypowe. Tym razem się nie odzywały, ale po prostu ich nie było… Jednak, słyszę jak jeden chrypi. Ale to takie nietypowe. Głos mu się łamie, przerywa, a on nie przestaje. Jest w tym zawarta jakaś przerażająca rozpacz i bezsilność. Tak jakby, „chcę uciec, nie chcę tego słyszeć, ale nie ma dokąd”. Zdaję sobie sprawę, że musiał tak poszczekiwać od początku, ale z uwagi na odległość i hałas, nie mogłem tego słyszeć. Jeden został. Głos mu się trzęsie, przerywa, gaśnie, a on dalej chrypi…w życiu czegoś takiego nie słyszałem.
A przecież to raptem kilka gatunków zwierząt. Gdzie kuny, śpiące borsuki, króliki, zające, jelenie, dziki, łasice, bobry, wiewiórki, nietoperze i cała reszta? Nie trzeba chyba nikogo uświadamiać, że dla nietoperza, który doskonale słyszy, a hibernuje, nagły lot w mroźną ciemność, może być zarazem tym ostatnim. One tam są. Zastygły w chłodzie przerażenia. W swoich norach, jamach, żeremiach, gniazdach, wykrotach. W napięciu przeżywają każdą sekundę huku. Ilu z nich serce nie wytrzyma, ile nie widzimy…
Zaskoczeniem to nie jest. Ale po prostu zobaczyć ten popłoch, usłyszeć te wrzaski, uczestniczyć w tym całym sobą, zmienia na zawsze. Kiedy zaczniemy z pełną odpowiedzialnością, szacunkiem i uwagą traktować inne zamieszkujące z nami świat istoty, wtedy może zasłużmy na dumne miano „człowieka”.
Koniec roku. Czas podsumowań. Planów i podziękowań. Początków nowej kreacji, zatrzymania. Ja naprawdę nie rozumiem. Do tego potrzebna jest cisza, jeśli chce się w życiu swym dalej cokolwiek zmieniać. Taniec, muzyka, rozumiem. Petard – nigdy.
Sebastian Czeremcha
Anna Wiśniewska-Kocik dla Turek.net.pl
Redakcja Turek.net.plFB
email: redakcja@turek.net.pl
telefon: 787 77 74 72