Nauka w Turku: na ile przywilej, na ile przykry obowiązek?

Jedno z turkowskich gimnazjów najwyraźniej zachłysnęło się wysokimi wynikami tegorocznych testów. Szkoła za wszelką cenę chce sukces przekuć w normę, czego wynikiem są skargi rodziców na wiecznie zmęczone, niewyspane pociechy. Nic dziwnego, wszak młodzież w szkole jest od godz. 8.00 do 16.00, a więc tyle samo, co ich pracujący rodzice.
Nauka jest ważna, ale nie najważniejsza. Ponad nią są zdrowie, zarówno to fizyczne, jak i emocjonalne młodzieży. A ta coraz częściej sięga po leki uspakajające, choruje na nerwice, ma nerwobóle. Młodemu człowiekowi z takim bagażem na starcie nie pomoże najlepsze nawet świadectwo. Rodzice alarmują, że ich dzieci spędzają w szkole coraz więcej czasu.
- Moja córka zaczyna lekcje o godzinie 8.00. Do domu wraca po godz. 15.00. O ile nie ma żadnego kółka, bo panie są tak ambitne, że z każdego przedmiotu zarządziły dodatkową lekcję. Wraca zmęczona, a ma do odrobienia lekcje, w tym po 20 zadań z matematyki. Musi się także pouczyć na bieżące zajęcia, sprawdziany – pisze do nas matka jednej z uczennic. - Nie ma już czasu na rozwijanie zainteresowań, czasu dla siebie. Ciągle boli ją głowa, jest przemęczona. I paradoksalnie, wcale nie mądrzejsza – dodaje.
Do Turku wkracza wielkomiejska tendencja wtłaczania dzieci w chory wyścig szczurów
Rodzice skarżą się także na zadania, które są za trudne dla uczniów: - Jeżeli nauczycielowi się nie chce, albo sam nie umie czegoś zrobić, daje najtrudniejsze zadania do domu. Syn przychodzi do mnie, a ja, mimo że jestem człowiekiem wykształconym, nie umiem mu pomóc. I jest problem, bo o ile historię czy polski można "wykuć" na pamięć, to przedmioty ścisłe po prostu trzeba zrozumieć. Nie mogę winić dziecka, że nie ma tego daru mimo najszczerszych chęci - pisze inny rodzic.
Oczywiście generalizować nie można. Jest i taka młodzież, która najzwyczajniej w świecie nie przejmuje się ani napiętym planem lekcji, ani ocenami, żyjąc w atmosferze wiecznego luzu - jest to problem i dla rodziców i dla kadry pedagogicznej, która swoich podopiecznych chciałaby wykształcić jak najlepiej. Nie da się jednak ukryć, że także do Turku wkracza wielkomiejska tendencja wtłaczania dzieci w chory wyścig szczurów.
Ciągłe przekonywanie uczniów, że muszą być najlepsi bez względu na wszystko, że cyferki są odzwierciedleniem wartości osoby - w małych dawkach może działać motywująco, w dużych po prostu szkodzić. Czy obawy rodziców są słuszne?
M.A.
