Zapisy do szkoły: walka czy formalność?
Dziś rano ruszyły zapisy 6 i 7- latków do szkół podstawowych. Mimo rejonizacji, która niejako z góry przypisuje dzieci z danego terenu do konkretnej szkoły, niektóre placówki i klasy cieszą się większą popularnością niż inne. Do takiego wniosku można było dojść widząc kolejki ustawiające się od godzin nocnych pod Szkołą Podstawową nr 1 w Turku.
Już od wczorajszego wieczora zdesperowani rodzice koczowali pod SP1 kilka godzin, by zapisać swoje dzieci do konkretnej klasy. Największą popularnością, wg ich słów, cieszyła się klasa o ukierunkowaniu artystycznym - tam zapisać pociechę chciał prawie każdy z obecnych pod podstawówką.
Walka o miejsce w wymarzonej klasie wymagała od rodziców niemal stałej obecności pod drzwiami szkoły. Nieodhaczenie się co godzinę powodowało wykreśleniem z list, a tym samym, zaprzepaszczenie szans malca na naukę w wymarzonej klasie. Zainteresowaniem cieszyła się również klasa nauczyciekli, która, według rodziców, "podchodzi do sprawy bardzo merytorycznie".
Niektórzy rezygnowali ze stania w kolejce, mając dość czekania. W grupie matek i ojców padało wiele opinii na temat przebiegu i warunków "rekrutacji" – niektórzy rodzice ponoć zmieniali miejsce zameldowania, by dziecko mogło podlegać pod Szkołę Podstawową nr 1.
Dyrektor placówki jest zdziwiona tą paniką, ponieważ wszystkie dzieci z obwodu muszą zostać przyjęte. Mimo że w tym roku do grona uczniów dołączą także dzieci sześcioletnie, miejsca dla uczniów podlegających pod placówkę ma nie braknąć. Nie odnotowano nadzwyczajnego zainteresowania tylko i wyłącznie klasą artystyczną. Dziś minął pierwszy dzień rekrutacji, a obłożeniem cieszą się wszystkie planowo tworzone klasy: żadna z list nie jest pusta.
Nie tylko bowiem ta jedna klasa ma zajęcia artystyczne - uczniowie mają dodatkowe 2 godziny przeznaczone na zajęcia plastyczne, które są ufundowane przez Burmistrza Miasta Turku, Zdzisława Czaplę. Potwierdzać to może chociażby działanie Teatrzyku Szpilka. Tegoroczne jasełka w szkole także wykonane były na podstawie scenariusza napisanego przez ucznia.
Czym więc tłumaczyć zjawisko "wężyków" rozciągających się od wczoraj pod szkołą? Czy jest to zbytnie „nakręcanie się” rodziców? A może faktycznie doświadczenie i zdania znajomych mówią im, która klasa jest lepsza, a która gorsza? Czy ma sens wielogodzinne koczowanie pod placówką w celu zapisania dziecka do wybranego nauczyciela? Jak zawsze czekamy na opinie Czytelników.
ma
