Nie dano mu szansy na przeżycie
Dnia 3 czerwca, w godzinach popołudniowych, na rogu ulic Matejki i Kączkowskiego miało miejsce tragiczne wydarzenie: 82-latek na skutek zatrzymania krążenia upadł, poważnie kalecząc się w głowę, i stracił przytomność. Mimo iż wokół zgromadził się tłum, nikt z gapiów, poza wezwaniem karetki, nie uczynił nic więcej. Mężczyzna zmarł.
Poniedziałkowe zajście przy ul. Matejki przyciągnęło grupę przypadkowych przechodniów. Na zdarzenie trafił również nastolatek posiadający wiedzę na temat pierwszej pomocy przedmedycznej. Po przeprowadzeniu rozpoznania, pomimo zapewnień świadków zajścia, chłopak stwierdził, że nieprzytomny mężczyzna nie oddycha. Nie był jednak w stanie samodzielnie podjąć akcji ratowniczej, ponieważ ludzie z tłumu odmówili mu pomocy. - Poprosiłem o pomoc w przewróceniu mężczyzny na plecy, ponieważ leżał na brzuchu. Niestety, nikt mi nie pomógł. Po kilku minutach przyjechała karetka - wyznał chłopak.
Nieznajomość zasad udzielania pomocy przedmedycznej wśród świadków objawiła się już podczas wezwania pogotowia ratunkowego. Skutkiem tego, jako pierwsza przyjechała karetka podstawowa, bez lekarza, która nie była w stanie podjąć odpowiednich działań ratujących życie mężczyzny. - Zawiadomienie brzmiało, że pan przewrócił się i krwawi, więc wiadomo, że nie przyjedzie „eska” na sygnale – wspomina obecny przy zdarzeniu pracownik pogotowia. - Na miejscu okazało się, że mężczyzna był nieprzytomny i nie oddychał – dodaje ratownik. Załoga z ambulansu "P" wezwała karetkę specjalistyczną i rozpoczęła ponad 40-sto minutową akcję reanimacyjną, którą przejął przybyły chwilę później lekarz. Niestety, mężczyzny nie udało się przywrócić do życia.
Skandaliczne było w tym czasie zachowanie gapiów, którzy utrudniali pracę ratowników do tego stopnia, że konieczne było wezwanie policji do rozpędzenia tłumu.
Gdyby nie wspomniana już niewiedza i ignorancja świadków, być może mężczyzna zostałby odratowany. Opisana sytuacja to policzek wymierzony w człowieczeństwo. W naszym społeczeństwie pokutuje stereotyp, że każdy, kto traci świadomość w miejscu publicznym, musi być alkoholikiem. Umiejętność wezwania karetki oraz podjęcia podstawowych działań ratowniczych, mogą uratować życie obcej osobie, ale także komuś z naszej rodziny.
Okazuje się, że nieprzytomny, zakrwawiony człowiek leżący niemal na środku ulicy może nie doczekać się pomocy w sytuacji, w której liczy się każda sekunda. - Tak naprawdę to ratownicy społeczni, czyli każdy z przechodniów, decyduje o tym, czy poszkodowany przeżyje, czy nie - komentuje zajście kwalifikowany instruktor pierwszej pomocy. - Kora mózgowa zaczyna obumierać po ok. 4-5 minutach, a dojazd karetki trwa. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy mężczyzna by przeżył. Nikt nie da nam pewnej odpowiedzi. Nikt także nie powie, czy musiał umrzeć. Nie dano mu jednak szansy na przeżycie...
Marcin Derucki dla Turek.net.pl
Redakcja Turek.net.plFB
email: redakcja@turek.net.pl
telefon: 787 77 74 72