Co dalej ze szkołami w Sarbicach i Boleszczynie?
W dobie kryzysu demograficznego nad małymi placówkami edukacyjnymi zawisło widmo likwidacji. Podczas wczorajszej Sesji Rady Gminy Przykona przyjrzano się działalności trzech szkół, które funkcjonują na terenie gminy. Dwóm grozi likwidacja.
Podczas posiedzenia dyrektorki trzech placówek, w Przykonie, Sarbicach i w Boleszczynie przedstawiały sprawozdania obrazujące ich działanie. Najlepszą sytuacją może pochwalić się szkoła w Przykonie: nie narzeka na brak uczniów, chwali się wysokimi wynikami (średni wynik testów 6 klas wynosił 26,78 punktów). Jej podopieczni chętnie uczestniczą w konkursach: gimnazjum wzięło udział w 31, uczniowie podstawówki w 42. W pełnym wymiarze szkoła zatrudnia 49 nauczycieli, w niepełnym – 4.
Na margines zepchnięto z kolei szkoły w Sarbicach i Boleszczynie. Mimo ciekawej oferty (liczne wycieczki, udział w konkursach) radni boleśnie wytknęli małą ilość uczniów, kwestionując tym samym sens ich istnienia - Jak organizujecie państwo wycieczki szkolne, to cała szkoła pustoszeje, czy tylko pół? - ironizował radny Grzegorz Pietrzak. Nie da się jednak ukryć, że małe, kilkuosobowe klasy stwarzają lepsze warunki do nauki, niż typowe, blisko 30-osobowe.
Radni negatywnie wypowiadali się na temat planowanego spadku liczby dzieci uczących się w Sarbicach: w chwili obecnej w klasach IV-VI uczy się tam 16 dzieci z terenu gminy, za 3 lata będzie to jedynie dziewięcioro dzieci. Dyrektorka placówki zaproponowała możliwość dzielenia zbyt dużego budynku z inną organizacją w celu zmniejszenia kosztów utrzymania.
Dyrektorka sarbickiej szkoły podkreślała, że mała liczba uczniów ma także swoje dobre strony: właściwie nie istnieją tam problemy wychowawcze, panuje miła, rodzinna atmosfera. Argument nie przekonał części radnych, którzy otwarcie stwierdzili, że trwanie dwóch szkół nie ma sensu przy tak niskiej frekwencji: - Szanowne panie, przecież same wiecie jak w tych szkołach jest. Nie wiem jaka ta dalsza perspektywa ma być. Ja wiem, że wy chcecie tam pracować, bo to jest wasz chleb, ale na zdrowy rozum, to nie może tak trwać wiecznie – grzmiał radny - Musicie się powoli do tego przygotowywać, że nie może być dwoje uczniów w jednej klasie. Ktoś musi to powiedzieć na tej sali.
Czy faktycznie dla szkół nie ma nadziei? Radni wyliczali jedynie uczniów pochodzących ze swojej gminy, podczas gdy obie placówki mają pod opieką więcej dzieci z terenów innych gmin. Jest to na pewno wielki problem, z którym muszą zmierzyć się zarówno włodarze jak i rodzice. Jakie będzie rozwiązanie tej sytuacji? Czy małe szkoły są lepsze niż tzw. „molochy” i czy jest sens je utrzymywać? Jak zawsze czekamy na opinie naszych Czytelników!
M.A.
