Jest czwartkowe popołudnie 19 lutego. Do sali im. Solidarności, w której odbywa się sesja Rady Powiatu Tureckiego, wchodzi mężczyzna, z małym dzieckiem w wózku. Po kilkudziesięciu minutach okazuje się, że gość ów - czyli pan Marcin - nie przyszedł wcale przyglądać się pracy samorządowców ani upominać się o remont chodnika czy drogi.– Przyszłem tu, bo jestem uzależniony. Chcę wnioskować o to, żeby zamknąć dopalacze w Turku.  Po prostu no ja sobie nie radzę. Nie radzą sobie moi znajomi. Tu wnioskuje się na sesji np. o ulice. Po tych ulicach niedługo nie będzie miał kto chodzić. Ja sobie nie radzę. Od 1,5 roku jestem uzależniony od dopalaczy dlatego tu przyszłem.  Chciałbym państwu coś powiedzieć o tym – mówił do zebranych pan Marcin.

Tuż potem padły kolejne gorzkie słowa: – Sami chyba widzieliście na ul. Szerokiej, jak przechodziliście. Ludzie wyglądają tam jak żywe zombie. Nie mamy się co okłamywać. Stoją w bramach, czekają. Dlatego chciałbym wnioskować o to, żeby zamknąć takie sklepy, albo próbować coś z tym zrobić. Ja jestem pocięty. Ręce mam pocięte, tu wokół szyi i tak dalej. Trochę sobie nie radziłem i to było odstresowanie. Zgłosiłem się tutaj, żeby nakreślić państwu trochę tego tematu. Do gazety to też jest puszczone, dzwoniłem też do Uwagi TVN. Jakiś krok ja zrobiłem.

Życzenia życzeniami, jednak jak wiadomo, radni powiatowi nie mogą nikogo aresztować, ani oplombować sklepu. – Myślę, że Rada Powiatu nie ma aż takich kompetencji, żeby zamykać konkretne placówki i sklepy, ale zobaczymy – stwierdził przewodniczący Tadeusz Gebler, nie mogąc przecież nic obiecać mieszkańcowi naszego powiatu. – Połowa moich znajomych jest już w Warcie, druga połowa siedzi – dodał już na koniec pan Marcin.

AW