Od razu zastrzegamy - ani redakcja nie jest przeciwnikiem bobrów, ani zagorzałym propagatorem „ubicia” gryzoni nie jest też bynajmniej wspomniany rolnik. Oczywistym jest przecież to, że bóbr znajduje się pod ochroną. Po prostu mieszkaniec Smaszewa z rozgoryczeniem mówi o tym, że problem związany z bobrami się nasila. W jego ocenie jeszcze 10 lat temu widok tych zwierząt był rzadkością, teraz w okolicach Smaszewa co chwila można natrafić na dowody aktywności tychże zwierząt.

Aktywność ta nie cieszy rolników. Przez Smaszew przepływa Powa. Niestety, z owym „przepływaniem” jest różnie. Wiadomo, że bóbr na wolno płynących rzekach, w rowach, buduje tamy z gałęzi i pni drzew, które ścina zębami, uszczelnia je mułem, gliną oraz roślinnością. To rodzi szereg komplikacji. Po pierwsze – za sprawą bobrów nawet oczyszczone rowy stają się „zapchane”. Trudno oczekiwać, że ktoś w kółko będzie oczyszczał te same cieki wodne, gdyż wiąże się to z kosztami. Po drugie – jeśli powstaje potężna tama na Powie, to skutkuje to podtapianiem okolicznych pól i łąk. Po trzecie – niektórzy rolnicy są zmuszeni regularnie sprzątać obrzeża swoich łąk, gdyż bobry powalają na grunt kolejne drzewa. Po czwarte – by doszło do niszczenia upraw wcale nie musi dojść do wylania Powy. Smaszewskie bobry, nie mając „pod ręką” drzewek do ścięcia, zabrały się za łodygi rosnącej nieopodal kukurydzy.

Bardzo trudno stwierdzić, cóż można zrobić w sprawie bobrów. Jedną z opcji – co oczywiste, wywołującą oburzenie ekologów – jest odstrzał. Nie jest to proste. By było to możliwe, trzeba uzyskać zgodę Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Nawet jeśli się ją ostatecznie zdobędzie, nie jest pewne, czy znajdą się myśliwi, którym uda się pogłowie gryzoni zredukować. Nie czarujmy się, bóbr to nie dzik czy jeleń, by polowanie na niego jakoś szczególnie interesowało myśliwego. Mniej drastycznym pomysłem jest odłowienie bobrów i przesiedlenie w inne miejsce, ale to teoria. No i przecież trzeba by zabezpieczyć teren tak, żeby bobry nie miały możliwości powrotu w miejsce z którego zostały odłowione. 

Specjaliści mają szereg pomysłów na rozwiązanie problemu bez odstrzałów i przesiedleń, ot chociażby instalowanie rur przelewowych przechodzących przez tamy bobrów, stosowanie okratowania ochraniającego przepusty. Jak zauważył rolnik z którym rozmawialiśmy, inteligencja bobra jest zbyt duża, by sobie z tym nie poradził. Smaszewskie gryzonie potrafią np. szybko i sprawnie zalepić i zatkać taką ulokowaną w korycie cieku wodnego kratę. No i może tamy z gałęzi nie ma, ale wychodzi na to samo.

Do sprawy można podejść też inaczej. Jak zauważył rolnik,  z którym się spotkaliśmy, być może w Polsce do tematu szkód podchodzono by bardziej poważnie, gdyby pojawiła się konieczność wypłacania rolnikom coraz większych odszkodowań. Pomysł, by mieszkańcy wsi coraz aktywniej walczyli o odszkodowania, wydaje się słuszny. Oczywiście, domaganie się to jedno, a uzyskanie pieniędzy od Skarbu Państwa to drugie. Rolnik może napisać wniosek, ale przecież potem następują oględziny i szacowania szkód, ustalaniea wysokości odszkodowania i jego wypłaty. Są jednak rolnicy, którzy walczą o swoje, dzięki czemu w skali kraju kwoty odszkodowań liczone są już w milionach złotych. 

AW