Debata o wiatrakach to... walka z wiatrakami?
Dziś w Urzędzie Gminy Turek odbyła się debata na temat planowanej budowy farm wiatrowych. Pomysł stawiania wiatraków budzi duże kontrowersje wśród mieszkańców, którzy do tej formy pozyskiwania energii nie są przekonani. Na debacie pojawił się m.in. Poseł na Sejm RP Tomasz Nowak oraz Zbigniew Henke.
Gośćmi debaty była Hanna Szumińska ze Stowarzyszenia Pozytywna Energia, Radny Powiatowy Ryszard Bartosik i Alfred Rajczyk, Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny. Nie zabrakło też członków komitetów protestacyjnych, którzy licznie pojawili się na spotkaniu, by wyrazić swoje wątpliwości.
Poseł Nowak podkreślał, że to mieszkańcy powinni mieć decydujący głos, czy wiatraki mają powstać w pobliżu ich miejsc zamieszkania, jednak do tego niezbędny jest plan zagospodarowania przestrzennego. Poseł stwierdził, że musimy zacząć wdrażać alternatywne źródła energii, ale w sposób racjonalny. Jako członek komisji nadzwyczajnej ds. energetyki i surowców energetycznych powiedział, że spotkanie w Turku zaowocuje dwoma interpelacjami: do Ministerstwa Zdrowia ws. badań nad szkodliwym wpływem turbin na człowieka i do premiera, by nie odrzucano konsultacji społecznych w toku pracy na ustawą.
Nie pojawi się ona jednak szybko i na pewno nie będzie zawierała sztywnych zakazów, ponieważ nie mogłaby wtedy powstać żadna farma wiatrowa: - Odległość minimalna 2-3 km sprawi, że nie powstanie żaden wiatrak, nie jesteśmy Kanadą – mówił Nowak, podkreślając, że obecne wiatraki są urządzeniami typu III i IV generacji. Czy na pewno?
Hanna Szumińska stwierdziła, że w Polsce obecnie w 600 miejscach trwają protesty przeciw wiatrakom, zaś w kolejnych 300 trawą przygotowania do protestów. Wyraziła swoje powątpiewanie także co do jakości urządzeń, mówiąc, że wiele z nich ściągamy ze szrotów. Sceptyczne stanowisko wyraził także Ryszard Bartosik, którego nieruchomości położone są obok planowanych inwestycji: - Mówi się o ptakach, mówi się o nietoperzach, nie zaś o tym, co najważniejsze – o człowieku. Ja dziękuję za taką demokrację, że ktoś daje mi prawo do utopienia się w jeziorze lub rzece. Na jedno wychodzi. To skandal, że nie ma odpowiednich przepisów. Ja chcę spokojnie żyć. Rząd jest od tego, żeby szukać rozwiązania np. w energetyce wodnej.
Czarę goryczy przelało stwierdzenie przedstawiciela Państwowej Inspekcji Sanitarnej, który stwierdził, że właściwie ani nie ma żadnych przepisów regulujących minimalne odległości, ani badań nad wpływem turbin na zdrowie – badania wykonywane są tylko pod kątem pracowników. Istniejące normy nie są przepisami. Co więcej, nawet jeżeli Rada Gminy wyznaczy odległość minimalną, sądy na wnioski inwestorów mogą uchylić jej decyzję. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, której przedstawiciele zaproszeni byli na debatę wysłali jedynie pismo, z którego wynika, że hałas bada się jedynie pod dwoma aspektami – szkodliwości dla ptaków i nietoperzy oraz emisji hałas.
Dodajmy, że Ministerstwo Zdrowia wydało zalecenia, wg których minimalna odległość wiatraków od ludzkich siedzib wynosi 2-3 km. Dopuszczalna norma do 40 decybeli w nocy, 50 w dzień. Czy są one jednak w praktyce respektowane? Sołtysi wsi poddają to pod wątpliwość, podając, że wiatraki powstają już 295 metrów od zabudowań zagrodowej (tak jest w Wietchininie), a w pomieszczeniach mieszkalnych rejestruje się hałas o natężeniu 65 decybeli. Mieszkańcy słusznie też martwią się o to, że budowa farm wiatrowych dobije się nie tylko na ich zdrowiu, ale także przyczyni się do spadku jakości gruntów, atrakcyjności działek, których ani nie będzie można sprzedać, ani się na nich wybudować.
Działania mieszkańców trwają, nie wiadomo jednak, jaki będzie ich skutek. Słusznie obawiają się oni powtórki sytuacji z Niemiec, gdzie gospodarka wycofuje się z tej formy pozystkiwania energii. Gdy upadają firmy zajmujące się nadzorem nad wiatrakami, koszt ich utylizacji spada na właściciela posesji, na której stoi turbina. Nic więc dziwnego, że wiatraków po prostu nie chcą. Mamy nadzieję, że tym razem walka z wiatrakami nie okaże się zgodnie z popularnym powiedzeniem walką z góry skazaną na porażkę.
ma