Jak tłumaczy burmistrz Romuald Antosik, to efekt zmniejszonych wpływów z podatków do budżetu miasta, spowodowany decyzjami rządu i kryzysem koronawirusowym. Do tego dochodzą większe koszty oświaty oraz inne podwyżki narzucone przez rządzących. Wszystko to doprowadziło do sytuacji, w której zadania realizowane przez miasto byłyby zagrożone. W tej sytuacji samorządy zostały zmuszone do działań, które wcześniej nie miałyby miejsca.

Jednym z nich jest uchwała Rady Miejskiej Turku dotycząca zmniejszenia dotacji z 500 do 250 złotych miesięcznie na dziecko dla prywatnych żłobków. Ta, zdaniem burmistrza, wymuszona decyzja z pewnością jest krzywdząca dla właścicieli żłobków oraz rodziców. Jak można przeczytać w informacji zamieszczonej na stronie Urzędu Miejskiego w Turku, samorząd nie ma wpływu na wysokość opłat w żłobkach prywatnych, które zależą wyłącznie od decyzji ich właścicieli. Poza tym powyższe placówki mogą pozyskać dofinansowanie również z innych źródeł, rekompensując tym samym niższe dotacje od samorządu. Dotacje, które musiały zostać obniżone ze względu na kondycję finansową samorządu.

W komunikacie wyjaśnione jest, że rządowe decyzje podjęte zostały bez udziału samorządów, które, podobnie jak turkowski, zmuszone zostały do dostosowania wysokości dopłat do żłobków do stawek obowiązujących w innych wielkopolskich miastach. Urzędnicy twierdzą, że w tym roku przez ponad dwa miesiące samorząd przekazywał 141 tysięcy 750 złotych na utrzymanie prywatnych żłobków, które nie funkcjonowały.

Głos w sprawie zabrała Agnieszka Arent-Marczewska, właściciela żłobków „Domowego” i „Artystycznego”. Turkowianka twierdzi, że burmistrz Romuald Antosik zabrał uczciwie pracującym rodzicom ich pieniądze, które w 50 procentach wydatkowano na ich dzieci z dotacji celowej dofinansowania obecności w żłobkach. -Jestem przeciwnikiem jakichkolwiek dotacji, ale w tej sytuacji dziwi mnie fakt, że rodzice nie będą otrzymywać swoich pieniędzy, bo część zabiera państwo, część samorząd po to, by oceniać, czy matkom się one należą, a później oddać w postaci dotacji, czy może nie. Fakt, że same sobie na to zapracowały nikogo nie interesuje. Dlatego namawiam wszystkie matki do protestu takiego nas traktowania – wyjaśnia Agnieszka Arent-Marczewska dodając, że w uchwale jest zapis sugerujący, że właściciele żłobków biorą pieniądze na większą ilość dzieci, niż mają w rzeczywistości. –To nie prawda, bo co miesiąc składamy raporty ile dzieci do żłobka uczęszczało i uczy są z miasta czy gminy Turek i wtedy samorządy wypłacają nam dotację. Te pieniądze nie są moje, ale przeznaczane na dzieci. Dzięki temu, że dzieci spędzają czas w żłobku, ich rodzice mogą iść do pracy. A przecież miejskie podatki pochodzą właśnie od osób pracujących. Czterdzieści procent podatku trafia do burmistrza i on tymi pieniędzmi dysponuje – dodaje. Właścicielka żłobka wyjaśnia, że w skali roku utrzymanie dzieci w żłobku samorządowym kosztuje miasto 540 tysięcy złotych. Z kolei w prywatnym do 70 dzieci samorząd dokłada zaledwie 420 tysięcy złotych.

Cała wypowiedź Agnieszki Arent-Marczewskiej

Jak widać sytuacja jest mało komfortowa zarówno dla jednej, jak i drugiej strony. Czy rodzice dzieci będą w stanie zrozumieć trudną sytuację, w jakiej znalazły się polskie samorządy, czy jak radzi Agnieszka Arent-Marczewska będą protestować?