SCABB 2013 zmusza do refleksji
Wraz z początkiem sierpnia rusza kolejna edycja Festivalu SCABB 2013. Wraz z nim refleksje nad tym, jak w Turku organizuje się imprezy masowe oraz czy w ogóle jest sens w przeprowadzaniu takich przedsięwzięć?
SCABB jest jedyną w naszym mieście alternatywą dla dzieci i młodzieży na bezpłatne wakacyjne warsztaty na wysokim poziomie. Co dziwne, o ile na szczeblu lokalnym wciąż nie docenia się tej inicjatywy, o tyle już w Polsce, a nawet w Europie, o SCABBie się słyszy i mówi. Do tego stopnia, że artyści sami chcą brać udział w imprezie. – Zgłosili się do nas artyści z Rosji, którzy nieodpłatnie chcą namalować u nas kolejny mural. Sami znaleźli nasz festiwal i wyszli z inicjatywą - mówią organizatorzy.
Podczas wielu edycji festiwalu młodzi tancerze, aktorzy i inni pasjonaci niszowych form sztuki mogli szkolić się u najlepszych. Przypomnijmy, że warsztaty prowadzili już m. in. Blady Kris, Lipskee, Dj Czarny i Tas. Warto nadmienić, iż festiwal nie jest jednodniowym strzałem, ale inicjatywą przemyślaną na długie lata. I przede wszystkim inwestycją w najmłodszych, dla których to jedyna szansa na rozwijanie umiejętności. - Na warsztatach pojawiam się od kilku lat. Tylko w ten sposób mogę się czegoś nauczyć. Jak jest w Turku, wie każdy, nic się nie dzieje - żali się ubiegłoroczna uczestniczka festiwalu. – Chcę zostać profesjonalną tancerką. Wiele się już nauczyłam, ale co roku nabywam warsztat. To jedyna okazja, nie stać mnie na dojazdy do szkół tanecznych w innych miastach.
Także rodzice są szczęśliwi, gdy widzą efekty pracy swoich dzieci – W Turku nie ma innych organizacji zajmujących się edukacją kulturalną. Są warsztaty zadedykowane dla dzieci w wieku przedszkolnym, a te starsze, które już poważnie traktują swoje pasje, nie mają możliwości. Nie wyobrażam sobie, żeby moja córka nie mogła wziąć udziału w SCABBie, czeka na to cały rok! - mówi mama innej dziewczynki. I nie jest w tym sama, ponieważ przez warsztaty przewinęły się już setki dzieciaków.
Przyszłość festiwalu jest jednak niepewna. Coraz trudniej uzyskać fundusze na jego organizację, a te są potrzebne, by utrzymać poziom imprezy. Organizatorzy są zmęczeni ciągłą walką i udowadnianiem, że dbanie o rozwój swoich podopiecznych ma sens. Wiele z osób, które początkowo deklarowały swoje zaangażowanie zawiodło. Skąd jeszcze miała by nadejść pomoc dla festiwalu, który autentycznie wpływa na postrzeganie miasta w kraju i w świecie? Dlatego Turek nie wspiera akcji, których zazdroszczą nam ościenne miasta? Czy na dobre zeszliśmy do poziomu dojenia krowy?
M.A.