Alleluja! I... stoimy w miejscu/Ewelina Grabowska
Program pierwszej uroczystej sesji Rady Miejskiej nie zapowiadał żadnych niespodzianek. Tradycyjnie, zgodnie z wymogami prawnymi, na początek spotkania zaplanowano zaprzysiężenie nowowybranych członków. Wydawałoby się - czysta formalność. Jak się jednak okazało, ta nie wymagająca wkładu intelektualnego czynność, stała się dla jednego z radnych poważną przeszkodą w pełnoprawnym byciu członkiem Rady.
Kiedy, zgodnie z tradycją, najmłodszy przedstawiciel władz samorządowych odczytał uroczysty tekst ślubowania, zadaniem pozostałych było, po usłyszeniu swojego nazwiska, powstać i potwierdzić przysięgę słowem "ślubuję". Dla wzbogacenia mogli oni dodać uroczyste - "tak mi dopomóż Bóg". I wszystko szło wyśmienicie, radni wstawali, przysięgali - na Boga lub też nie, do momentu, aż padło na Zdzisława Borowskiego. Jego entuzjastyczne ALLELUJA, spontanicznie dodane do tradycyjnego "ślubuję", wywołało prawdziwą wojną wsród pozostał uczestników sesji. Radośnie brzmiące wykrzyknienie Borowskiego, na prawie dwie godziny, sparaliżowało pracę Rady przemieniając Salę Solidarności w miejsce prawno-teologicznego sporu.
Być może nikt nie zwróciłby uwagi na wpadkę Borowskiego, gdyby nie wyczulony na wszelakie nieprawidłowości radny Marczewski. To właśnie jego apelacja do przewodniczącej zwróciła uwagę pozostałych członków Rady. Część radnych ochoczo przytaknęła Marczewskiemu, dostrzegając poważne uchybienie w spontanicznym zachowaniu Borowskiego. Wszak, w tak podniosłym momencie, nie wypada pozwolić sobie na jakiekolwiek rozluźnienie formalne. Równie dobrze do słów potwierdzających przysięgę możnaby dodać "łysi górą", jak podkreślił Marczewski. Aby spór nabrał właściwego kolorytu znaleźli się i tacy, którzy w postawie kolegi nie dopatrzyli się żadnych anomalii. Dla nich ślubowanie Borowskiego przebiegło prawidłowo, a entuzjastyczne Alleluja potraktowane zostało jako wyraz radości i zadowolenia z bycia radnym. Sam zainteresowany przez dłuższy czas nie zabrał głosu w sporze, oddając się pod osąd kolegów z Rady. Kiedy jednak zapytany o popudki swojego zachowania, nabrawszy purpury i pozwoliwszy sobie na klika kropel potu na czole, odparł że dla niego Alleluja jest równoznaczne z "tak mi dopomóż Bóg". Na całe szczęście, na sali znajdował się radny Jasak. Teologiczne wykształcenie pomogło wyjaśnić zarówno Borowskiemu, jak i pozostałym osobom na sali, znaczenie słowa Alleluja, które ni mniej ni więcej oznacza wychwalajmy Jahwe. Wytłumaczenie radnego Jasaka niestety nie pomogło w żaden sposób rozwiązać sporu, dlatego też o interpretację poproszono radców prawnych. Jednak i to nie przyniosło oczekiwanego rezultatu, a problem pozostał otwarty. Członkowie Rady przekrzykiwali się, powtarzając w kółko te same argumenty, aż do znudzenia.
Ostatecznym rozwiązaniem miało być, jak przystało na demokratyczny ustrój, głosowanie. W wyniku podjętych działań, głosami wiekszości, Borowski nie został uznany Radnym,a co za tym idzie, nie mógł aktywnie brać udziału w kolejnych punktach sesji. I to nie zadowoliło uczestników sporu. Proszono o kolejne interpretacje radców prawnych, zwoływano przerwy, a z ust Radnych padały coraz to bardziej orginalne i absurdalne argumenty. Możnaby odnieść wrażenie, że istota zatargu została odsunięta na plan dalszy. Spierano się już tylko po to, by pokazać, do kogo tak naprawdę należy ostatnie słowo. Ponieważ żadna ze stron nie miała w zamiarze odpuścić, radni Bestwina i Młynarczyk zaczęli apelować do zdrowego rozsądku pozostałych. Zniechęceni i po części znużeni niekończącym się sporem członkowie Rady, nie czekając na kolejną interpretację prawników, ustanowli, by dać jeszcze jedną szansę "radnemu-nieradnemu" Borowskiemu. Zwarty i gotowy, tym razem bez niespodziewanych wykrzyknień, potwierdził przysięgę regulaminowymi słowami "Ślubuję. Tak mi dopomóż Bóg".
Zdawać by się mogło, że znajdujące się na sali osoby, które obserowały poczynania radnych, czuły się jak na premierze dobrze zapaowiadającego się kabaretu. Śmiano się i dowcipkowano. Rzeczywiście, istota trwającego prawie dwie godziny sporu była tak absurdalna, że aż śmieszna. Gdzieś z tylnich rzędów ktoś zażartował - Gdyby głupota miała skrzydła, lataliby jak gołębice. Jakże prawdziwa to refleksja i gorzka zarazem. Wszak uczestnicy sporu to nie kabareciarze, a ludzie, decydujący o najwazniejszych sprawach naszego miasta. Ludzie, których wybraliśmy i obdarzyliśmy zaufaniem, a którzy nie potrafią porozumieć się w najprostszych sprawach...
Ewelina Grabowska
Marcin Derucki dla Turek.net.pl
Redakcja Turek.net.plFB
email: redakcja@turek.net.pl
telefon: 787 77 74 72