Komu kwiaty na Czystem? cz. I/Paweł Janicki
1 marca za nami. Mamy nowe święto: Żołnierzy Wyklętych. No cóż, kwiaty możemy na grobach składać zawsze. Śmierć trzeba szanować. Ale nie każdy zasługuje na miano „Bohatera”. Nawiązując do ostatniej wypowiedzi pana Kosobudzkiego muszę stwierdzić, że jako człowiek może On oczywiście uważać sierżanta Kokolskiego za bohatera. W końcu jest to jego opinia i do takiej opinii jako Wolny Człowiek ma prawo. Ja także mam takie prawo i dlatego dla mnie Kokolski, Kukolski lub Kąkolewski jest typowym ukraińskim watażką. Patriotyzm ma to do siebie, że ważną jego cechą jest stawianie dobra Ojczyzny nad dobro partykularne i osobiste. To nie tylko gotowość walki w Jej obronie – ale także umiejętność pracy dla rozwoju gospodarki i lepszego standardu życia obywateli. Nie sztuką jest zginąć lub zabijać niewinnych ludzi. Dlatego przypatrzmy się bliżej „fenomenie” postaci kaprala (lub sierżanta) Kokolskiego. Jak już wspomniałem - dla części osób jest patriotą. Jednak o ile mi wiadomo - zanim nasz bohater stworzył swój oddział snuł plany ucieczki na Zachód. Doszedłszy do wniosku, że ryzyko jest zbyt duże – poszedł do lasu. No cóż, skoro chęć ucieczki z kraju ma świadczyć o patriotyzmie – to raczej stanowi to dziwną jego odmianę. Ale pewnie „prawdziwi” patrioci tak mają.
Przypominam, że o Kokolskim sprzed 5 marca 1945 nie wiemy nic. Miał działać we lwowskich strukturach AK. Ale pamiętajmy, że w nocy z 28 na 29 lipca 1944 roku lwowskie struktury dowództwa AK zostały praktycznie zlikwidowane w wyniku zdradzieckiego aresztowania oficerów przez mjr Stasiewicza. Wkrótce po tym większość oddziałów została otoczona i rozbrojona. Począwszy od jesieni wśród aresztowanych byłych żołnierzy AK przeważają tacy, którym władze sowieckie przypisują dalsze prowadzenie działalności konspiracyjnej - tym razem antysowieckiej. Wkrótce większość AKowców znalazła się w obozie w Diagielewie, na północny zachód od Riazania. Jest więc mało prawdopodobne, żeby Kokolskiemu udało się uniknąć aresztowania. Druga wersja podaje, iż on sam miał opowiadać, że dowodził grupą skoczków spadochronowych1 w stopniu starszego lejtnanta (sierżanta). Takie dywersyjno-wywiadowcze sowieckie grupy desantowe rzeczywiście istniały i były zrzucane na teren Polski. Najwięcej zrzutów przypada na jesień 1944. Wiązało się to ze stagnacją frontu na Wiśle, a w konsekwencji z trudnością przekroczenia dobrze obsadzonych i umocnionych przez Niemców obszarów wzdłuż rzeki. Stąd skoczkowie spadochronowi mieli największe szanse na dostanie się na tyły wroga. Musimy jednak dodać, że głównym celem tych zrzutów było dotarcie i podporządkowanie władzom NKWD istniejących tam polskich oddziałów partyzanckich. Armia Krajowa stała bowiem na przeszkodzie wizji Stalina podporządkowania sobie Polski i narzucenia jej komunistycznego reżymu z zachowaniem pozorów suwerenności. Na ile więc ten epizod w życiu naszego bohatera jest wiarygodny – trudno odpowiedzieć.
Idźmy dalej: Kiedy 14 lutego 1942 gen. Sikorski powołuje AK – ta jest naturalną siłą zbrojną legalnego Rządu RP. Wyrok śmierci zakończony egzekucją wydają sądy podporządkowane władzy państwowej – dlatego dowódczy oddziałów AKowskich mogły to czynić – były „ramieniem” legalnej władzy. Oczywiście Kokolski też wydawał wyroki śmierci. Najwięcej w powiecie turkowskim. Na drugim miejscu jest inny dowódca – „Abażur 101”. Ale oddział „Groźnego” nie był skupiony w żadnych strukturach. Będąc samodzielną jednostką nie podlegał nikomu. Czy więc jej dowódca miał prawo wydawać – i wykonywać – wspomniane wyroki? Zabicie człowieka z pominięciem procesu sądowego jest zwyczajnym zabójstwem – a jeżeli czynione jest ze szczególnym okrucieństwem lub z użyciem broni palnej – nosi miano morderstwa. Morderstwa nie można uzasadnić racjami patriotycznymi. Pomyślmy o tym, bo inaczej działalność afgańskich Talibów lub Ratko Mladiciowa w Serbii też trzeba by nazwać patriotyzmem!
Rząd Londyński po śmierci gen. Sikorskiego stracił swoje dawne znaczenie. Alianci już nie liczyli się jak dawniej z interesami Polski. Zrozumiał to gen. Anders. Tymczasem w kraju wiele osób oczekiwało, że dojdzie do trzeciej wojny światowej. Wielu dowódców tzw. oddziałów niepodległościowych wierzyło, że kiedy to nastąpi – będą oni za swoją wytrwałość w walce z sowietyzacją kraju nagrodzeni i otrzymają wysokie stanowiska w „nowej władzy”. Realia polityki międzynarodowej jednak były inne. Perspektywa trzeciej wojny i wkroczenia wojsk amerykańskich na tereny Polski szybko uznana została za mrzonkę. „Gen. Kopański w telegramie do płk. Rzepeckiego datowanym z dnia 17 września 1945 r. stwierdzał : Obecną rzeczywistość w Polsce rozumiemy jako sowiecką okupację, co zagraża niepodległości Narodu Polskiego (...) Nie mamy prawa utrzymywać na terenie Kraju żadnej konspiracyjnej organizacji wojskowej. Wszelka działalność konspiracyjna stoi w ostrej sprzeczności z podjętą obecnie przez większość społeczeństwa w Kraju jawną akcją polityczną (...) Nie mamy zamiaru prowadzić walki czynnej w sensie, jak to miało miejsce podczas okupacji niemieckiej. Wywiad wojskowy także wykluczamy z naszej pracy. W podobnym duchu brzmiały programy i odezwy kierowniczych gremiów politycznych. Wystarczy przytoczyć tylko jeden z nich : Nie wolno nam walczyć zbrojnie !!! Nie będzie żadnych wielkich akcji czy wydarzeń, Tobruków czy Monte Cassino – ale czeka nas codzienna mrówcza i bardzo drobiazgowa praca. Dziś toczy się walka nie orężna, ale walka idei, walka o dusze.”2
Kiedy legalna AK została rozwiązana rozkazem Naczelnego Wodza ci, którzy nadal pozostali w lesie – nie wykonali tego rozkazu. O ile wiem niewykonanie rozkazu przełożonego w każdym wojsku jest złamaniem Regulaminu i podlega karze. Tu przełożony był w stopniu generała. Ale tą kwestię pozostawmy specjalistą z Prokuratury Wojskowej. Organizacje powstałe po rozwiązaniu legalnej AK nie miały więc prawa używać tej nazwy. Zresztą ideologia „Groźnego” jest bardziej bliska NSZ. Swoją działalnością kładzie cień na tych oddziałach AKowskich, które walczyli z hitlerowskim okupantem.
Paweł Janicki
1 P. Sudopłatow w swej książce Wspomnienia niewygodnego świadka, W-wa 1990, na s. 130 wspomina, że ogółem na zaplecze wroga zostało wysłanych 212 oddziałów w sile 7316 ludzi; 3500 cywilnych sabotażystów i agentów. Jednostki spadochronowe zrzuciły dalszych 3000 partyzantów.
2 L. Kania, Studia Lubuskie, t. 4, Sulechów 2008, s. 45.