„CO NAS KARMI” czyli o rzeczach, które pozwalają nam przetrwać - Agnieszki Krzyżanowskiej
Monika Choinka
Gdy zasiadam do pisania tego tekstu, jest ostatni dzień lata, a my wchodzimy w energię równonocy jesiennej. Dla naszych przodków był to czas podsumowywania okresu pracy, koniec żniw i magazynowanie zapasów. Czas ukończenia zbiorów. To dobry moment na docenienie tego co mamy, co nas karmi każdego dnia. To dobry czas na wdzięczność, ale też smutek...bo odchodzi lato... I choć było niezwykle upalne w tym roku, to każdy z nas zebrał zupełnie inne doświadczenia. Nie uda nam się mimo starań zatrzymać tego, co chcielibyśmy mieć, na zawsze. Nie uda nam się zostawić w mgnieniu oka za sobą tego, co przyszło, co jest czasem bardzo trudne...Kręgu życia nie da się ominąć, istnieć poza nim. W tym okresie często bierzemy po lupę wszystko, co nas spotkało. Dla bardzo wielu osób to mógł być bardzo trudny czas, ktoś mógł stracić bliską osobę, a w tym samym czasie inna rodzina mogła cieszyć się z narodzin upragnionego dziecka… Świat się nie zatrzymuje. A śmierć podobnie jak narodziny to jedyny pewnik w naszym życiu. Powoli zaczyna się jesień, czas sprzyjający zwolnieniu i odpoczynkowi. Natura i zwierzęta szykują się do zimy, co nie pozostaje obojętne również dla nas. „To czas pożegnania i powitania jednocześnie – żegnamy na pewien czas światło lata i witamy ciemność jesieni i zimy”.
Codziennie koncentrujemy się na tym , aby mieć coraz więcej, bywać w wielu pięknych miejscach, wyglądać jak na przerobionych filtrem internetowych zdjęciach. W rzeczywistości, w której ciągle trzeba być zadowolonym i odhaczać kolejne pozycje na liście „to do”, nie ma przestrzeni na smutek czy bezradność. Tymczasem całe nasze życie mierzymy się z poczuciem starty: bliskiej osoby, miłości, bezpieczeństwa, pracy...Autorka książki pokazuje na swoim własnym przykładzie, jak po swoim prywatnym końcu świata, na nowo odnaleźć siebie, powoli, bez pośpiechu i presji, w swoim własnym rytmie.
W naszej kulturze smutek jest wartościowany bardzo często negatywnie, nie akceptujemy go. Próbujemy się pocieszyć, pocieszamy innych, uznajemy go za coś dołującego. Ale rolą smutku jest zatrzymanie, uzdrawianie i leczenie nas samych. Tak samo jak chmury przychodzą po to, aby schłodzić, nawilżyć ziemię, tak samo smutek przychodzi by nas zatrzymać, żebyśmy mogli spojrzeć do naszego wnętrza. Często przychodzi po to byśmy mogli skontaktować się z naszymi potrzebami, zastanowić się co jest dla nas ważne, ale też po to byśmy mogli komunikować się z innymi. To, że nic nie jest trwałe, że życie to ciągły przepływ, jest prawdą, którą uparcie ignorujemy.
Przejście przez graniczne zdarzenia, które nam się niespodziewanie przytrafiają, jest jak wejście na szczyt Himalajów. Drogę musimy przebyć sami, ale mamy też do tej wspinaczki określone zasoby i narzędzia, te wewnątrz nas i te na zewnątrz. Wbrew współczesnej retoryce nie trzeba nam niekończącego się samorozwoju i ulepszania. Potrzeba nam przede wszystkim poczucia bycia prawdziwym, świadomości siebie i swoich możliwości . Bo przecież w ostatecznym rozrachunku największą wartością i przywilejem jest fakt samego istnienia na tej pięknej planecie, mając jednocześnie świadomość, że nawet najbardziej misternie upleciony kokon nie ochroni nas przed cierpieniem. Gdziekolwiek chcielibyśmy uciec, zmiana miejsca nie wyeliminuje tego co trudne. Zauważenie i uznanie go pozwala jednak cierpienie oswoić i przetrwać. Bo przecież nie cierpieć oznacza nie mieć więzi, nie kochać, nie tworzyć czyli nie żyć. A czy to w ogóle jest możliwe?
Agnieszka Krzyżanowska z każdą stroną książki, dzieląc się swoim własnym doświadczeniem
przekonuje, że żyć znaczy spoglądać w kierunku tego, co może się jeszcze wydarzyć. Nasze działania, nasza wyobraźnia zawsze prowadzą nas do następnego zadania, minuty, oddechu. Do kolejnego dnia. Ważne by z uwagą i zatrzymaniem dostrzegać to co naprawdę istotne. Z przekonaniem pisze, że właśnie radość może być rewersem smutku, takim schronieniem, szczeliną. W przeciwieństwie do szczęścia radość jest mała, niczego nie wymaga. Radość to zatrzymanie czasem na ułamek sekundy, wspomnienie zapachu lasu, smak porannej kawy, bezinteresowny uśmiech obcej osoby, zapach chleba czy fragment strony dobrej książki. Tych sposobów na doświadczania radości jest bardzo dużo. Aby ją czuć, musimy tylko pozwolić, by życie nas dotykało. Otworzyć się na nie i z nim połączyć. A to podzieje się gdy zwalniamy i dajemy sobie czas i przestrzeń by być. Nie zapominając jednak, że jedyna stała w naszym życiu to nietrwałość i zmiana. Ważne by będąc tego świadomym, przyjąć to i starać się żyć w harmonii z tym, uznając to i akceptując. Bo czy można być czegoś całkowicie pewnym?
„Co nas karmi” to książka, która bardzo mocno mnie poruszyła. „To historia o dyscyplinie kierowania uwagi, na to co wzmacnia i pozwala mimo bezsilności, znaleźć gotowość na mikrozachwyty każdego dnia.”
Monika Choinka